Już jutro 17 września odbędą się I Otwarte Mistrzostwa Kobiet w Squasha. Z tej okazji kilka słów o tej imprezie, Damskim Związku Squasha i kobietach w tej dyscyplinie opowie inicjatorka wydarzenia – Monika Wycykał
Kiedy i w jaki sposób squash wziął się w Twoim życiu? Dlaczego akurat ten sport? W jakich klubach zaczynałaś swoją przygodę? Czy masz jakieś turniejowe sukcesy? Jeżeli tak, to jakie?
Ze squashem pierwszy raz zetknęłam się podczas wyjazdu z przyjaciółką na weekend w Beskidzie Niskim w lipcu 2020 r.. Z racji tego, że lubię wypoczywać aktywnie, zaproponowałam, abyśmy w ramach rozrywki udały się do Gorlic na korty i sprawdziły, na czym ten cały squash polega. Jedyną zasadą, jaką znałam, była ta, że rakiety są dwie, a piłkę odbija się od ściany. Bawiłyśmy się na tyle świetnie, że po powrocie do domu postanowiłam iść na trening grupowy, aby dowiedzieć się, w jaki sposób grywa się profesjonalnie. Niestety, trafiłam na fatalnego trenera: po drugich zajęciach prowadzonych w bardzo nerwowej atmosferze, które skończyły się płaczem i rozpaczą, że wciąż nie umiem poprawnie zagrać książkowego drive’a, podarowałam sobie ten sport na zawsze i na wieczność.
…czyli mniej więcej na rok. Rok później koleżanka namówiła mnie na udział w letniej akademii squasha, która była organizowana w klubie w Orzechu (wówczas Squash And More, dzisiaj Squash For Silesia). Treningi prowadził Michał Borg — doskonały trener dla nieopierzonych graczy, kwintesencja cierpliwości oraz zrozumienia. Dzięki niemu zrozumiałam, że nie da się nauczyć squasha w miesiąc i trzeba twardo ćwiczyć, przechodząc kolejne stopnie wtajemniczenia. Po zakończeniu letniej akademii zaczęłam regularnie grywać i trenować w Katowicach, gdzie miałam klub prawie po sąsiedzku z moim biurem. Tam poznałam Wojtka Wycisłę, który niepostrzeżenie wciągnął mnie w życie klubu i pokazał squasha także od strony organizacyjnej.
Dzięki temu pokochałam tę dyscyplinę na zabój i całkowicie bez opamiętania. Squash to nie tylko pomysłowy, dynamiczny sport, ale przede wszystkim środowisko ludzi, którzy w squasha grywają. Kto raz w nie wejdzie, będzie miał biedę, aby porzucić to całe grające towarzystwo i zająć się czym innym.
Jeżeli chodzi o indywidualne sukcesy zawodnicze w turniejach, to tutaj nie ma się czym chwalić, ponieważ w mojej ocenie gram jak ostatnia paralityczka 😉 Przez 13 wcześniejszych lat nie miałam ŻADNEJ aktywności fizycznej, nie wspominając o jakiejkolwiek styczności ze sportami rakietowymi — studiowałam na 2 kierunkach, potem rozwijałam swoją działalność prawniczą, więc na hobby nie miałam zbyt wiele czasu. Aby zacząć grać, musiałam najpierw wyrwać się z tej bezczynności. Teraz staram się nadrobić stracone lata, ale squash już na tyle nauczył mnie pokory, że nie oczekuję spektakularnych sukcesów z niczego. Na razie trenuję pod okiem Filipa Szewczyka, cudownego trenera urzędującego w Częstochowie, i liczę, że z czasem będę zajmować coraz wyższe pozycje w klasyfikacjach turniejowych.
W ostatnim czasie głośno było o powołaniu Damskiego Związku Squasha. Przybliżysz dokładnie okoliczności powstania i cele tej organizacji?
Na początku 2022 r. zorganizowałam cykl damskich turniejów „Babskie Szpilanie”, które były dedykowane kobietom grającym w squasha, na każdym poziomie umiejętności. Dzięki temu zaczęłam poznawać nowe zawodniczki oraz nawiązywać z nimi relacje. W lipcu prowadziłyśmy na komunikatorze luźną rozmowę na temat turniejów w najbliższym sezonie i dziewczyny z Rzeszowa oraz Wrocławia gorąco zapraszały na turnieje do swoich klubów — „Babskie Szpilanie” odbiło się dość głośnym echem po Polsce, w związku z czym pojawiła się naturalna tęsknota, aby podobne imprezy odbywały się także poza Górnym Śląskiem. Stąd był już tylko krok do stwierdzenia, że możemy połączyć siły i zrobić duży cykl turniejów damskich „Girls On Fire”, który będzie odbywał się w różnych miastach Polski, pod jednym szyldem.
Chyba każda nieformalna, oddolna inicjatywa potrzebuje własnej tożsamości, dlatego postanowiłyśmy, że będziemy działać jako Damski Związek Squasha. To społeczność bardzo zaangażowanych i aktywnych organizatorek, które do tej pory działały w obrębie własnego podwórka, odwalając po cichu kapitalną robotę na rzecz popularyzacji squasha wśród kobiet. Szczególnie podziwiam pod tym względem Karolinę Prokop, która robi niezwykłe rzeczy w Lublinie. Dopiero dzięki powstaniu DZS odkryłam, ile mamy takich siłaczek od Bałtyku po Karpaty.
Jeżeli mówimy o celach, jakie sobie stawiamy, to największym wyzwaniem pozostaje organizacja wspomnianego już cyklu damskich turniejów „Girls On Fire”. We wrześniu rozpoczynamy go I Otwartymi Mistrzostwami Kobiet w Squashu, a kończymy wielkim finałem w Trzciance w lipcu 2023 r. Po drodze odbędzie się 20 turniejów w Lublinie, Gdańsku, Rzeszowie, Łodzi, Poznaniu, Wrocławiu, Lesznie, Markach, Sosnowcu, Krakowie, Bolesławcu i Pszczynie. Wszystkie imprezy będą wliczały się do klasyfikacji generalnej, na podstawie której wyłonimy zwyciężczynie.
W „Girls On Fire” nie chodzi wyłącznie o sportową rywalizację, ale przede wszystkim o skonsolidowanie środowiska kobiecego oraz pokazanie zawodniczkom, że mogą uczestniczyć w turniejach i mistrzostwach, a także święcić na nich triumfy.
W najbliższy weekend odbędą się I Otwarte Mistrzostwa Kobiet w Squasha. Opowiedz więcej o tej imprezie.
O zrobieniu otwartych mistrzostw kobiet marzę od dłuższego czasu. Jak wspomniałam wcześniej, zależy mi na tym, aby zawodniczki grały nie tylko rekreacyjnie, ale także miały odwagę występować w turniejach i mistrzostwach. Z tym bywa trudno, ponieważ mnóstwo kobiet uprawiających ten sport w ogóle nie wierzy w swoje umiejętności, ma kompleksy na tle swojej gry, a przede wszystkim obawia się wyśmiania przez bardziej doświadczonych graczy („z czym ty babo wychodzisz do ludzi!”). To jest przede wszystkim bariera psychologiczna, którą trzeba przełamać.
I Otwarte Mistrzostwa Kobiet odbędą się 17 września 2022 r. w pięknym ośrodku Bażantowo Sport w Katowicach. Zgodnie z ideą tej imprezy mogą w niej zagrać wszystkie zawodniczki, które chcą spróbować swoich sił podczas imprezy mistrzowskiej. Nieważne, czy graczka zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce rankingu PZSQ, czy w ostatniej, a nawet w ogóle nie ma rankingu, będzie mile widziana na liście startowej. Mam gorącą nadzieję, że udział w takim wydarzeniu pozwoli oswoić lęki związane z graniem na najwyższym szczeblu i niektórym zawodniczkom będzie łatwiej podjąć decyzję na przykład o starcie w Indywidualnych Mistrzostwach Polski czy turniejach A — skoro już raz była w stanie wyjść na kort podczas imprezy w Katowicach z Natalią Ryfą czy Małgorzatą Owczarek, to dlaczego nie miałaby tego zrobić znowu, podczas innych turniejów?
Na dzień przed zamknięciem listy startowej swój udział zgłosiło ponad 40 zawodniczek, co pokazuje, że taka impreza jest potrzebna, a koncepcja cieszy się uznaniem wśród graczek.
Jak oceniasz poziom damskiego squasha w Polsce? Czy są wśród obecnie grających dziewczyn jakieś rokujące zawodniczki, które mogą namieszać w Europie bądź na świecie?
Na to pytanie muszę odpowiedzieć przewrotnie: sądzę, że nikt nie wie, jaki jest prawdziwy poziom damskiego squasha w Polsce. W pierwszej setce rankingu PZSQ mamy mnóstwo świetnie grających zawodniczek, które regularnie biorą udział w rozgrywkach squashowych, jednak moje doświadczenia z ostatnich kilku miesięcy pokazują, że po różnych zakątkach kraju kryje się naprawdę wiele dziewczyn, które uprawiają ten sport po 5, 10, 15 lat (!), lecz praktycznie nie występują na turniejach lub mistrzostwach. Nie dlatego, że nie potrafią grać (bo często grają jak szatany), tylko głównie dlatego, że brakuje lokalnych imprez, podczas których mogłyby się zarazić pasją do turniejowego grania. A od tego właśnie się zaczyna: dziewczyny, które zaczęły występować w rozgrywkach „Babskiego Szpilania”, w szybkim tempie rozegrały się wręcz nieprawdopodobnie — na Śląsku stworzenie damskiego turnieju B0 z pełną lub prawie pełną drabinką od pewnego czasu nie nastręcza większych trudności, ponieważ głód rywalizacji jest ogromny 😉
Czy w Polsce są rokujące zawodniczki? Wystarczy sobie przypomnieć, że nie tak dawno polska reprezentacja zdobyła III miejsce w Mistrzostwach Europy II Dywizji, dzięki Karinie Tymie, Natalii Ryfie, Kindze Szymaniak i Magdzie Kamińskiej. Nieco wcześniej brązowy medal podczas Drużynowych Mistrzostw Europy w młodszej kategorii do lat 15 powędrował do drużyny, w której zagrały między innymi Wiktoria Grodzka i Martyna Malinowska.
Myślę, że juniorki sprawią jeszcze niejedną przyjemną niespodziankę i nieźle namieszają w damskim squashu. W te wakacje Maria Jarzembowska zorganizowała cykl turniejów w Śląskim Centrum Tenisa w Pszczynie, gdzie występowały także młodsze zawodniczki. Triumfatorką kategorii damskiej została Jagoda Góra, na którą po prostu nie było mocnych — to, co ta dziewczyna gra w wieku 17 lat, wprawia w osłupienie nawet zawodniczki z wieloletnim stażem. Strach pomyśleć, co będzie dalej, gdy jeszcze trochę potrenuje.
Jakie masz dalsze pomysły na rozwój squasha ogólnie, a zwłaszcza tego w damskim wydaniu, w Polsce?
Nie wiem, czy jestem dobrą adresatką tego pytania, ponieważ powinno być ono kierowane w stronę bardziej zaprawionych w bojach zawodników i organizatorów, którzy już z niejednego sportowego pieca chleb jedli i którzy mają znacznie wyższe kompetencje w tym zakresie — tym bardziej, że tutaj nie ma żadnej złotej recepty, w jaki sposób sprawić, by squash stał się panem i władcą masowej wyobraźni.
Ze swojej strony mogę podzielić się wyłącznie doświadczeniami z rozwoju tego sportu na Śląsku, a to doświadczenie pokazuje, że wszystko, co dobre, zaczyna się od odpowiednich ludzi z odpowiednim podejściem. Na południu od wielu lat działa chociażby Łukasz Piasecki, który niestrudzenie rozwija stowarzyszenie Squash For Silesia oraz Śląski Związek Squasha, a poprzez swoje inicjatywy podejmowane w Orzechu pokazuje, że squash może być profesjonalny pod każdym względem: grania, angażowania juniorów, szkolenia zawodników, szkolenia sędziów i trenerów.
Z tego względu uważam, że ten sport najbardziej na świecie potrzebuje pełnych zapału organizatorów i animatorów, którzy potrafią oddziaływać na otoczenie i przyciągać do siebie coraz więcej nowych osób, aby je zarażać swoją miłością do squasha. Solo jednak najlepiej sprawdza się na korcie, a nie w życiu codziennym, dlatego ci wszyscy organizatorzy i animatorzy powinni także sami dostawać wsparcie ze strony właścicieli klubów, innych działaczy, wreszcie Polskiego Związku Squasha. Potem zaś wystarczy pozwolić im działać 😊
Prawdziwym zagrożeniem dla rozwoju squasha w Polsce pozostają rosnące koszty utrzymania obiektów, które automatycznie przekładają się na wyższe ceny kortów, zajęć, opłat wpisowych itp., co może zniechęcać do systematycznego uprawiania tego sportu. Z tym problemem boryka się aktualnie wiele branż, ale nie można tracić z oczu faktu, że squash zazwyczaj nie stanie się wyborem pierwszej potrzeby, gdy będzie trzeba zacisnąć pasa.
Pomimo tego cienia, który pada na kluby, niezmiennie wierzę, że wszystko, co dobre w squashu i dla squasha, jeszcze przed nami — w szczególności w damskim wydaniu.